środa, 6 maja 2015

Rozdział I

Rozdział I

Pociąg do Hogwartu 


Oliver Collins kochał quidditcha. Można rzec, że ta gra była całym jego życiem i jedynym powodem, dla którego chciał wrócić do Hogwartu teraz, kiedy czekały go sumy. Jednak to nie był jedyny powód. Minęło już 12 lat od zgładzenia Czarnego Pana. W tym roku do Hogwartu przyjedzie sam Harry Potter. Chłopiec, który przeżył w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Tak głosiły odpicowane nagłówki na pierwszej stronie "Proroka Codziennego". Czyż to nie był świetny powód, aby pojechać do szkoły?

Chłopak obejrzał się przez plecy. Całe mnóstwo mugoli, jeszcze więcej dzieciaków szukających peronu 9 3/4. Powoli ruszył w stronę barierki między peronami 9 i 10. Potem oparł się o nią "niby przez przypadek" i już znalazł się koło ekspresu Londyn-Hogwart. Jego mama truchtała tuż za nim.
-Powodzenia na sumach synku i pamiętaj, żeby przysyłać sowę co sobotę! - zawołała, gdy wchodził do pociągu.
-Pewnie, mamuś. Do zobaczenia! - zawołał i zniknął we wnętrzu pociągu.

Wnętrze ekspresu jak zwykle było przyjemnie ciepłe. Oliver przechodził koło kilku przedziałów pełnych ludzi, zanim znalazł Katherine Morgans. Jego czarnowłosa przyjaciółka wgapiała się w okno z taką zawziętością, jakby od tego zależało jej życie. W jej oczach migało podniecenie i determinacja, jak zawsze, kiedy jechała do Hogwartu.
-Dzień dobry, Morgans. - przywitał się Oliver wchodząc do przedziału.

Milenium - kot Katherine o rudym umaszczeniu miałknął, co od razu pobudziło sowę Olivera - Clowe.

Ptak ożywił się, kiedy chłopak postawił ją razem z kuframi obok rzeczy Katie.  Puchon jednak nie zwrócił na to uwagi. Bardziej niepokoił go fakt, że jego koleżanka zdaje się go nie dostrzegać. Dopiero, kiedy machnął jej ręką przed twarzą zwróciła swoje wielkie, brązowe oczy w jego stronę.
-Och, Oliver... - zaczęła zaskoczona.
-Nie przejmuj się Katherine. - przerwał jej.

Oliver schylił się właśnie po kanapkę, którą spakowała mu mama, kiedy w drzwiach przedziału stanął niski chłopiec o ciemnych włosach i w dużych, okrągłych okularach.
-Przepraszam, to pomyłka. - walnął niespodziewanie
-Nie ma sprawy. Siadaj. - wtrąciła się Katherine.
Czarnowłosy chłopiec rzucił ukradkowe spojrzenie na Olivera, który zastygł nad swoją torbą i usiadł w kącie przedziału, jak najdalej od nastolatków. Jego sowa śnieżna zaczęła się nerwowo miotać w klatce. Chociaż nie mogła się równać Clowe, które sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała wydrapać komuś oczy.

Po kilku minutach ciszy, kiedy krajobraz za oknem powoli zamieniał się w rolny, Oliver postanowił się odezwać.
-Hej. - zaczął niepewnie do chłopca, który podskoczył, wystraszony nagłą reakcją - Nazywam Oliver. Oliver Collins.
Uczeń Hufflepuffu oczekiwał odpowiedzi ze strony pierwszoklasisty. Po kilka sekundach milczenia, które wydawały się wiecznością, dodał:
-A ty jak się nazywasz?

-Mam na imię Harry. - odpowiedział wreszcie dzieciak.
Na twarzy Olivera pojawił się ogromny uśmiech.
-Ładne imię. Skądś je znam.. - zaczął, ale nie skończył, bo przerwała mu Katherine:
-Nazywam się Katherine Morgans. Razem z Oliverem jesteśmy w Hufflepuffie i w piątej klasie - odrzekła i wyciągnęła rękę w stronę Harry'ego.
Tym razem uścisnął ją bez zastanowienia.


Po godzinie jazdy przez pola i lasy, rozmowie i ciszy w przedziale, drzwi znów się otworzyły. Tym razem stanął w nich chłopiec o rudych włosach. Zdezorientowany spojrzał po wszystkich i powiedział:
-Szukam swojego brata Percy'ego. On jest prefektem.- oznajmił- Nazywam się Weasley.
Oliverowi coś zaświtało. Percy Weasley być prefektem Gryffindoru.
-Na pewno znajdziesz go w przedziale prefektów. - odparła Katherine, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać.
-Dzięki. - rzucił i wyszedł.

Pięć minut później do przedziału jak burza wpadła inna pierwszoklasistka w towarzystwie jakiegoś chłopca.
-Szukamy jego ropuchy - rzuciła wskazując kciukiem za plecy w kierunku chłopca.
Oliver nigdy nie widział żadnej ropuchy. Na pewno nie w tym przedziale. Właśnie chciał to powiedzieć, ale był tak zrażony chamskim zachowaniem dziewczyny, podobnie jak Katherine, że nie odezwał się słowem. Nagle Harry wstał i powiedział:
-Nie ma jej tutaj z całą pewnością. - odrzekł - Ale mogę wam pomóc szukać.
Piątoklasista był  zmieszany tym, że Harry tak bardzo palił się do pomocy. Miał wrażenie, że młodocianemu nie spodobało się jego towarzystwo, że postanowił wręcz uciec z przedziału. Ale przecież rozmawiali ze sobą normalnie. Byli dla siebie mili. Co poszło nie tak? A może sobie po prostu ubzdurał, że są przyjaciółmi?
- Jak chcesz, to chodź.

I poszedł.

Przez chwilę panowała cisza. Potem Katherine wybuchła śmiechem.
-No co? - zapytał Oliver
- Nic,Oli.-odparła- Po prostu miło cię znowu widzieć.
Mimo, że siedzieli w przedziale już prawie dwie godziny, to Oliver i tak się uśmiechnął.
- Ciebie też.

Trzy godziny. Dokładnie tyle czasu spędzili na grze w kalambury i śmiechu, kiedy lunęło. Deszcz spadł z nieba równie niespodziewanie, co do przedziału zaczęły wpadać różne osoby. Kurtyna deszczu za oknem zalewała wszystko, skutecznie rozmazując krajobraz. Wyglądało to, jakby ktoś bezustannie wylewał wiadra wody na szybę.
No i wtedy wrócił Harry.
-Wybaczcie - rzucił na powitanie - ale przyszedłem po swoje kufry i Hedwigę.
Po czym złapał swoje rzeczy razem z sową i wybiegł.

Oliver i Katherine zasnęli. Najłatwiej przyszło to Katherine, którą ukołysał do snu szum deszczu uderzającego o szybę. Natomiast chłopak siedział w fotelu przez dobrą godzinę starając się przejść do krainy snów. Trochę to jednak zajęło.

Po kilku godzinach obudziła go szamotanina. Tak. Ktoś go szarpał.
-Co...
-Wstawaj, Oli, wstawaj. Jesteśmy na stacji Hogsmeade.

Oliver wstał i powoli zebrał swoje graty. Clowe, która zasnęła, teraz się obudziła i znowu zaczęła się miotać jak opętana.
Obydwoje powoli wywlekli się z pociągu. Hagrid zbierał właśnie pierwszaków, aby popłynęli do szkoły na łódce, zgodnie z tradycją. A Oliver Collins nabrał powietrza w nozdrza i pobiegł w stronę zamku, żeby dogonić jeszcze Katherine.

Info od autora:

Tak, wiem, że Oliver Collins uderzająco przypomina Olivera Wooda. Chociaż Olivera Wooda nienawidzę, ale Olivera C. uwielbiam. Od zawsze sądziłam, że moje OC musi mieć na imię Oliver i grać w drużynie quidditcha.